Wieczorem pakujemy graty i lecimy na pociag do jodhpur. Pociag spozniony o 2h staje na poczatku peronow i tak stoi nastepna godzine. Mirka do mnie pisze SMS, "gdzie jestes", moja odpowiedz "leze na podlodze dworca" z cala pewnoscie uspokoila. Wbijamy do srodka wsiadajac juz na moscie 300m przed stacja, ja&adam mamy nadzieje na zmiane na AC2. Pociag rusza, dojezdza do stacji, znajduje konduktora, probuje zmienic na AC2. Nie ma miejsc, nie ma dyskusji, jedziemy sleeperem. Nie jest w sumie zle - dzieciak nad nami kilka razy beczy w nocy, nad ranem oczywiscie budza nas sprzedawacze herbaty. Moj glos zjechany wymiotami w Agrze zostaje dodatkowo przewiany otwartym oknem w sleeperze. Na jednej zez stacji ide kupic wode, a mowie tak pieknie ze sprzedawca dopiero za trzecim razem rozUmie slowo water....
Ladujemy w Jodhpur, zarabiste hotele - 200 letni budynek budowany metoda doczepiania tarasow i pokoi. Koszmarny gorac, powietrze stoi, cala ekipa pada spac do 14-15.
Wieczorem puszczamy sie do fortu - goruje nad miastem i daje wyraznie do zrozumienia jaka byla onegdaj potega lokalnych radżów. Cholernie goraco, powietrze suche, cale szczescie mniej latajacego robactwa. Wieczorem ekipa uderza do hotelu, ja wtapiam sie w bazar. Lubie takie miejsca!
Dzien drugi :
Z rana uderzamy do memoriału radzy kolo fortu, potem schodzimy na dol, dajemy sie namowic rikszarzowi na ogrody. Trasa biały pałac-wieża zegarowa (pyszne soczki ze swiezych owocow i papaya mój ulubiony) - dworzec autobusowy (bilety na jutro do Ajmer)-ogrody i z powrotem 300rupii total :)
Ogrody to pare swiatynek w stylu podobnym do tego w Khajuraho. Moje droczenie sie z malpami konczy sie tym ze jedna z nich rzuca sie na mnie, ja robiac unik spieprzam sie ze schodow, mocno podrapana noga, podarte spodnie, porysowany aparat. Ot zła karma jakas. Jutro z ranka ruszamy odwiedzic wioski Bishnoy, o 15:30 autobus do Ajmer, stamtad do Pushkaru.