Geoblog.pl    BorsukWro    Podróże    Indie    Varanasi
Zwiń mapę
2010
08
mar

Varanasi

 
Indie
Indie, Vārānasi
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 7296 km
 
Po wyladowaniu na dworcu czujemy ze wrocilismy do Indii jakie poznalismy w Deli. Brudno, dzieci zebrza, taksowkarze atakuja w grupach po 10szt. Pakujemy sie do motorikszy, takiej wiekszej, bo miescimy sie z tobolami i z 1 osoba by jeszcze weszla. Cos jest nie tak z glowna droga, wiec jedziemy jakims objazdem. Riksza malo sie nie wywraca na jednej z dziur, klaksony, kurz, smrodu juz prawie nie czujemy. Przejezdzamy przez most, kierowca pokazuje nam kladke dla pieszych i tlumaczy ze dalej mamy sobie radzic cycle-riksza. Zlazimy, bierzemy riksze rowerowe, zal mi tych ludzi jak probuja wciagnac moje grube dupsko z plecakiem (+adam z plecakiem) pod gorke. Dowoza nas do strzalki Manikamika ghat i mowia "hotel-tam". Kluczymy chwilke z tobolami po uliczkach, brud chyba wiekszy niz w Delhi, w koncu trafiamy do Shanti gusthouse. Miejsce wyraznie backpakerskie, caly dzien w kafejce na 5pietrze ktos siedzi, nazywamy ich "heloły", bo tak mowia spotkani na ulicy. W 90% hemrykancy.

oooo chlopaki przy stoliku obok cos pala...hm na przeciwko tez

Leziemy na miasto, obok nas Ghat gdzie podobno od 3500lat pali sie ogien i pali sie trupy. Mistyczne miejsce. Idziemy wzdlug Ghatow, pada pomysl znalezienia golden temple. Cycle riksza zawozi nas na miejsce, potem juz tylko kluczenie po bazarze podobnym do arabaskich sukow i jest wejscie do temple. Nooot this one, gate number two! Kluczymy, szukamy, jest. Hm, kaza zostawic kamery, komorki, wszystko poza kasa i dokumentami. Z dusza na ramieniu pakujemy wszystko do szafek, wlazimy. Dwa razy zolnierze nas obmacuja, mijamy bramke metalu wchodzimy. Wewnatrz okazuje sie ze jest jeszcze jedno wejscie, po angielsku w marmurze napisano ze panowie nie wchodzcie jesli nie jestescie wyznania hindi. Dorota idzie na zwiad,wojska ja zawraca i kieruje do jednego ze sklepow naprzeciw wejscia. Siedza tam dwaj policjanci, zaczynaja komiczne przesluchanie. Wyraznie chca uslyszec od Doroty ze bedzie sie tam jakos modlila a nie tylko ogladala.Po niej my wciskamy ten sam kit. Wracam po paszport pod czas wycigania sprzetu po raz pierwszy ktos probuje mi wyjac portfel. Lancuch jednak powtsrzymal sprawce. Wracam,w zeszycie spisany zostaje numer paszportu, numer wizy, adres zamieszkania. Zostawiamy buty wchodzimy. Zaraz od wejscia taki jeden z kropka na czole mowi nam co mamy kupic i po kolei oprowadza nas po kolejnych stanowiskach modlitewnych "tu polejcie mlekiem", "tu rzuccie kwiaty","tu dotknijcie i powtarzajci om mana costam po mnie","tu swiety czlowiek cie dotknie a ty mu sie odwdziecz, inni daja 200rupii za siebie i 500za rodzine" a takiego wala. Pierwszemu dalismy 100, drugiemu nic, a pan przewodnik byl mocno urazony jak dostal od nas 20 rupali :) Po swiatyni rejsik lodka, jakos na zdjeciach i filmach ten caly ganges i varanasi bardziej mistyczne sie wydawaly. Dalej w wieczor jednak robi sie nastrojowo. Ghaty pustawe,swieci mezowie na kumbha mela pojechali, jedynie na ghacie pogrzebowym pala zwloki jak zawsze. ganges niezbyt brudny, smierdzi mniej niz odra, zadnych trupow ani krow.

Ruszamy z powrotem do hotelu, tam w restauracji impreza na calego, pelno dziwnie ubranych wloczegow palacych ziolo - w tym stanie Indii mozna posiadac a nie mozna sprzedawac. Bakpaker z czasem zeby byc trendy (?) zaczyna upodabniac sie do idioty (bo nie hindusa) - workowate spodnie najlepiej mocno wzorzyste, podobne wdzianko na gore wzorzyste czasem lniane, koniecznie dlugie splatane wlosy. Nie przypominaja nikogo stad, dziwna tradycja...
Dookola ziola pala niemal wszystkie stoliki, chlopaki ruszaja na zakupy do miasta.Prowadza nas do mieszkania dealera. Koszulke ma jak nalezy na ramiaczkach. Zlotych lancuchow nie ma, pomaranczowa girlanda kwiatkow model swiatynny zamiast. Niestety dobre wrazenie psuje rozowa szmatka (spodniczka) wokol bioder. Przynajmniej komorka sie bawi profesjonalnie, widac ze czlowiek interesu :)
Holuje rozhihotanych chlopakow do hotelu...
\
Varanasi to swiete miasto - troche jak mekka dla arabow. Swieta rzeka, co rano i wieczor kapiel. Spalenie na brzegu po smierci to marzenie wielu, jednak cena jest zaporowa. Miasto naszpikowane swiantyniami, wszedzie paletaja sie bramini i inne obdartusy. Zabytki z czasow maharadzy niesamowite, miejsce ma klimat. Szalenstwo bardziej niz w delhi...
 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Zdjęcia (47)
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
Komentarze (0)
DODAJ KOMENTARZ
 
BorsukWro
Artur W
zwiedził 9.5% świata (19 państw)
Zasoby: 151 wpisów151 13 komentarzy13 1445 zdjęć1445 3 pliki multimedialne3
 
Moje podróżewięcej
03.08.2014 - 16.08.2014
 
 
14.07.2013 - 26.07.2013