poczatkowo plan byl by o 9:30 ruszyc na wykupiony 3d/2n package. Z rana chcielismy pojsc do biura SNT (Sikkim National trasport) i kupic bilety n apociag New Jaipalguri-Varanasi. Bilety kupilismy nie na ten pociag co chcielismy, do tego 15 miejsce na waiting list. Dopiero o 10 bylismy gotowi. Gangtok to takie specyficzne miasto, ze wszelkiem masci jeepy typu tata sumo czy mahindra maxx nie maja wstepu w godzinach 8-18.Zamiast tego wielopoziomowe parkingi pelna role stacji autobusowych, trzeba tylko sie dowiedziec skad odjezdzaja auta w interesujacym nas kierunku, pojawic sie tam i wziasc exclusive albo dosiasc do shared.
Gdy stawilismy sie na jednym z takich parkingow pokazano nam auto ktorym pojedziemy. Wszystko pieknie ale jedna z opon z nalewanym bieznikiem ponownie startym wygladala jakby lada moment miala sie rozpasc. Zaczelismy robic awanture, wszyscy zaczeli wszedzie dzwonic,zadyma jak cholera, w koncu ruszamy z innym kierowca ktorego auto jakotako spelnialo jakies minimalne wymagania techniczne. Juz jazda jeepem z bagdogry pokazala nam jakie wspaniale moga byc tutejsze drogi, jednak bylo jeszcze gorzej. Droga chwilami znikala, zamiast niej kamienie, dosc czesto jechalismy kolami niemal nad przepascia albo brodzilismy w wodospadzikach. 5h jazdy z malymi postojami a to zeby zobaczyc najwyzszy most wiszacy w Azji a to jakies wodospad.Oczywscie wszedzie hindusy z nami robia zdjecia, lub filmuja nas z ukrycia. Wieczorem dojezdzamy do Lachung, hotel le Coxy Ski Resort, podobno ktos tam raz narty widzial, ale zaraz potem spadlo 5m sniegu, wiec tylko nazwa pozostala.
Hotel najwypasniejszy w jakim bylismy, no i bylismy tam jedynymi goscmi. 9 stopni w hotelu skutecznie nas zatrzymalo w ogrzewanych pokojach. Najcudniejsze byly cieple termofory wreczone nam przez obsluge...Ranek to wielkie wow - nad hotelem prawie pionowa skala pnie sie na oko kilometr nad nas. Wioska to kolejny wow, biedne domki,skaly, kamienie, potezne koryto rzeki na srodku no i flagi modlitewne. Sa to takie choragiewki z wypisanymi na nich modlitwami - watr unosi je ku bogom. Zielona to trawa, niebieska niebo, biala chmury, zolta slonce, czerwona ogien. Powiewaja wszedzie, musze sprawdzic w necie, jakies znaczenie symboliczna ma 108 bialych flag.
Tak czy siak po sniadaniu podjarani pakujemy sie do jeepa, dzis wreszcie wjedziemy na 4500m. Dupa, na 3000m snieg na drodze,cale 5cm. Kupa jeepow hindusi ciesza sie ze sniegu. Wiekszosc z nich albo dostala gumiaki z hotelu albo folie na buty. Kobiety w klapkach z bransoletkami na kostkach. My wyskakujemy w samych polarach, tamci patrza na nas zdziwieni, a my zero emocji - no co, sniegu nie widzieli? Okazuje sie ze Mahindra tylko z nazwy jest maxx i ma naped na tyl. O oponach zimowych czy lancuchach nikt tu nie slyszal. No i klops, mowimy przewodnikowi ze ma kombinowac plan B. Przewodnik wywiozl nas do jakies dolinki 10min w bok drogi - podobno teren wojskowy i nie mozemy tam byc, wydawalo sie ze naprawde dyga. Dolinka jak dolinka, szalu nie ma, wlazimy w jeepa i wracamy. Las po drodze robil wrazenie - w ogole nie tkniety reka czlowieka, potezne omszale drzewa rosnace tam od milionow lat. Przewodnik jedyne na co ma pomysl to kontynuacja zwiedzania, wiezie nas do klasztoru we wsi. Klasztor zamkniety, pare fotek na zewnatrz, dosiadamy sie do jakichs obdartusow grzejacych "pani" na ognisku obok. "Pani" okazuje sie byc zwykla woda, pare fotek i wracamy z buta do hotelu. Przewodnik do konca nie wierzyl ze tak zrobimy wiec kwitl z jeepem na parkingu. Spacer przez wies to sporo fotek, malowniczo ale tak "gorsko". W hotelu obiad, wracamy do Gangtoku, zrywamy tym samym program.
Kierowca zadzwonil do biura i podobno ma byc "no refound"... taaa jasne, z polakami chyba nie mieli do czynienienia. Po drodze knujemy niecne plany jak im tam zrobimy borute za sprzedaz pakietu bez mozliwosci jego realizacji jesli w Himalajach spadnie snieg(zdziwko?). Po drodze jakis klasztor, male pokemony (eeee mnisi) patrza na nas, my na nich, wlazimy boso do sali modlitw, fajnie jest.Wjazd do Gangtoku i od razu do biura. Plan byl taki ze "wjezdzamy tam na pelnej kurwie". Poczatkowo mialo nie byc zwrotu kasy, potem dodatkowe 1500inr ktore wzieli od nas za zero point, potem costam jeszcze, ja awyskakuje z jakas ciezka matematyka, w koncu po dyskusjach oddali nam 3500INR (calosc kosztowala 14000-3500 czyli po zwrocie 10500). Oczywiscie nie obylo sie bez paru scenek, Adam zaczal nagrywac na kamere, ja uzylem slowa kluczowego youtube. Na koncu kazali nam napisac pismo ze nie roscimy roszczen wzgledem blue sky travel :) Oczywiscie ani oni ani my nie mielismy pojecia jak to napisac po angielskawemu :)
Spacerek po Gangtok, znalazlem karaoke bar, pyszne krewetki. Jako ze bylem podziebiony wzielismy hotel full wypas. Z racji tego ze ostatni klienci byli tam 28/02 cena z kosmosu zeszla do rozsadnych 700 z heaterem (zwykle extra platnym). Z rana pobudka, spacer do stanowiska startowego jeepow do Pelling (pod mg marg). Obok jakis bar veg only, wlasciciel namawia nas na cos najdrozszego (zajebiste), dostajemy cos na talerzu z lisci, jemy palcami, cud i mniod. Namierzamy jeepa, wracamy po toboly ruszamy. Najpiewr najstarszy klasztor buddyjski w Sikkim - Rumtek. Bardzo klimatyczne, spokojne miejsce na szczycie gory. Mnisi, mlynki modlitewne, wspaniale miejsce, wspaniale widoki. Nastepnie jedziemy do "tea garden" do konca nie bylem pewien czy kierowca odpowiednio nas zrozumiaminl. W koncu wdrapujemy sie coraz wyzej i wyzej az w koncu jest, wspaniale sliczne krzaczki hebraciane. Kierowca wysadza nas w polowie wysokosci plantacji, rytualnie obsikuje pare krzaczkow, "tu faktory, sir".
Podjedzamy do fabryki, wszyscy pracownicy siedza w kupie z jednej strony,jakis oficjel przemawia, nikt sie nami nie interesuje, wlazimy w glab terenu, zagladajac przez okna fabryki. Wyglada na to ze produkcja od dluzszego czasu wygaszona. Przechodzace skosnoocy mowia nam hello, my odpowiadamy, robimy foty, jest fajnie. Znajdujemy w koncu jakas uchylona brame, wbijamy sie do srodka budynku. Znalazlem silosy z ftgfop, niestety zwija nas jakis pan ze jak chcemy buy to mamy isc do offis. Nie mamy odwagi pojawic sie na srodku spotkania i powiedziec "hi, we are tourists and want to buy some tea" :) wiec leziemy na gore do sklepu. Sklep zamkniety, na gorze kafejka pijemy lokalny wyrob, smacznie jest. Marudzimy kierowcy, ten gada z tambylcami, otwieraja nam sklep. Odrapane drewniane szafy, z nich wyciaga 3 gatunki, nie jest to darjeeling pelna geba, ale potencjal ma. Kupujemy po paczce najdrozszej i ruszamy dalej. Wieczorem dojezdzamy do Pelling, ktorys z hoteli spelnia wymagania pakujemy sie. Idziemy na miasto, gdzies krzywo trafiamy na tubylcow z ogniskiem, na prawo kolo bambusa, w dol po sciezce i jestesmy w srodkowym pelling. Okazalo sie ze to gorne to juz jest "centrum".
Poranny widok na khanchendzonge uzasadnia istnienie tego miasta. Osmiotysiecznik w pelnej krasie. W poblizu sa jeszcze dwa klasztory, ale odpuszczamy i ruszamy skoro swit na pociag do Bagdogry/Siliguri/New Jaipalguri