Czwartek 07.25
Postanawiamy pozwiedzać Sajgon - jednak gdy już zobaczy się jedną/dwie pagody to już jakby widziało się je wszystkie. Znów przydałby się przewodnik który by objaśnił znaczenia kartek przyczepianych do spiralnych kadzideł, albo wyjaśnił świeży boczek w zębach gipsowego tygrysa. Wieczorem burzę obraz biednego Wietnamu szwendając się pomiędzy armani caffe, sklepami Louis Vitton, Dolce Cabbana czy YSL. Choć przyjemnie połazić po galeriach handlowych to i tak wolę street food na Biu Vien :)
Piątek 07.26
Z rana dzielimy się - L idzie szlakiem torebek i podróbek, ja udaję się do War Remnants Museum. Poruszające miejsce, przedstawia wojnę oczami zaatakowanych, wypomina amerykanom bombardowania, napalmy oraz pestycydy którymi próbowano zniszczyć dżunglę. Warto zajrzeć do wystawy fotografii poświęcona reporterom wojennym pracujących po z obu z walczących stron. Mocna rzecz. Wylatujemy wieczorem. Coś musiałem skopać w jakiejś pagodzie, bo w Dubaju na lotnisku gubię okulary. Za to w pagodzie podróżniczej prawidłowo się zachowałem, bo Emirates z jakiegoś powodu wsadził nas do biznes klasy :)