Geoblog.pl    BorsukWro    Podróże    Wietnam (lipiec 2013)    Sajgon/Ho Chi Mingh City - lądowanie
Zwiń mapę
2013
15
lip

Sajgon/Ho Chi Mingh City - lądowanie

 
Wietnam
Wietnam, Ho Chi Minh City
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 5633 km
 
Wizy do Wietnamu można załatwić na dwa sposoby - udając się do ambasady w wawie, płacąc jakieś 250zł, ALBO można też skontaktować się z jedną z firm w internecie i za 8USD za 2osoby wyrobić promesę uprawniającą do otrzymania wizy on arrival (ew nasz krajowy polviet.com liczący sobie za to jakieś 50zł). Z promesą wiza on arrival kosztuje 45USD, więc parę zeta się oszczędza. Co ciekawe o promesę/wizę pytano mnie już przy odprawie w Warszawie.
Lekko wymiętoleni lądujemy, przebijamy się do stanowiska "Landing visa" czyli stanowisko wydawania wiz on arrival - niestety zamiast "około 15min" spędza się tam około 2h tłocząc się wśród turystów bezradnie patrzących na kilku znudzonych urzędasów. Po otrzymaniu wizy czeka się w mniejszej lub większej kolejce odprawy paszportowej i już można sobie zakrzyknąć good morning vietnam!
Na lotnisku kursy wymiany całkiem niezłe, brak prowizji, 21200VND za 1 USD. Często jednak cenę w dolarach na dongi przeliczano po kursie 20 000, więc zawsze miejmy kalkulatorek w głowie. Po wyjściu lekki deszczyk, znośne ciepełko. Co ciekawe taksiarz naganiacz był tylko jeden, i tak od niego śmierdziało szwindlem, że tylko turysta baran by uwierzył w jego dobre intencje. Stanowisko taksówek jest na lewo od terminala - stoi kilku panów w zielonych mundurkach, tak bardzo zajętych obsługą ludzi, że to my musieliśmy ich prosić o taxi. Taxi uczciwie z licznikiem wiezie nas do Bali Hotel, położone w bardzo dobrej lokalizacji na ulicy Bui Vien, klimatem bardzo przypominające turystyczne getto w Bangkoku - Khao San Road.
Szybki prysznic i czas na wieczorny obchód miasta, po deszczu towarzyszącym nam z lotniska już nie ma śladu. I właśnie miasto, to było to, czego mi potrzeba - bandy amerykańców pijących piwo na plastikowych krzesełkach, głośna muzyka, sprzedawcy street foodu, naganiacze do barów, sprzedawcy pamiątek, głośna muzyka, hałas, harmider i neony.
Okolica nazywa się Pham Ngu Lao, jest backpackerskim gettem, jednak to właśnie Biu Vien, a nie Pham Ngu Lao jest główną ulicą rozrywkowo-barowo-restauracyjno-pamiątkową.
Tak, tak, tak po wielekroć, teraz już czuję że znów jestem w Azji!
 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Komentarze (0)
DODAJ KOMENTARZ
 
BorsukWro
Artur W
zwiedził 9.5% świata (19 państw)
Zasoby: 151 wpisów151 13 komentarzy13 1445 zdjęć1445 3 pliki multimedialne3
 
Moje podróżewięcej
03.08.2014 - 16.08.2014
 
 
14.07.2013 - 26.07.2013