Z powrotem w Delhi

No niestety wykrakałem - varanasi zakpiło sobie ze mnie, zapewne owe kolejowe omlety lub czaje położyły mnie trupem. Ale po kolei. W ramach rozpieszczania się wybrałem sobie palace on ganges heritage hotel - naprawdę porządny hotel, urządzony ze smakiem i gustem (3500 za widok na ścianę, 5000 za widok na ganges, negocjowalne). Położony na Assi ghat, na mapce wyglądało to jak 15-20 min do "głównych" ghatów. Niestety wysoka woda oznacza brak przejść pomiędzy ghatami, i tam gdzie spacerowało się w marcu teraz wszędzie woda. Dotarcie do "centrum" to jakieś 20min cycle rikszą. Czułem się dziwnie, czasem zawodził mnie błędnik, kołysało mną jak po rejsie żaglówką. Zwalałem to na zmęczenie i dzielnie atakowalem varanasi. Po drodze przyczepił się młodzian, pokazał mi swój dom - 6pięter, 25 osób, nawet fajne widoki z dachu. Oczywiście zaraz potem zaprowadził mnie do swojego sklepu z szalami, który olałem. sklep ten odwiedziła kilkukrotnie jakaś amerykańska aktorka, nie pamiętam nazwiska, ale nawet w globe trekker wspominali jej nazwisko, że była w varanasi WSZĘDZIE i każdy ma jej zdjęcie. Z coraz gorszym samopoczuciem poszedłem na manikarnika ghat, wysoka woda powoduje, że palące się ciała trzeba oglądać z bardzo bliska, wolałem jednak niską wodę i z daleka. Popełniłem błąd i wziąłem łódź na główny ghat, oglądać wieczorne czczenie Gangi.
Nie dość że kosztowała 600rupii to dwóch wioślarzy z trudem zwalczało prąd Gangesu. Nauczka - podczas pory deszczowej tylko z prądem albo tylko motor boat. Wieczorny event zaliczony, powrót do hotelu, wiedziałem że jest źle. W nocy kibel non stop, w dzień to samo.Najdalsze zwiedzanie to kafejka internetowa i próba zakupu biletów lotniczych. W moim stanie psychicznym zajęło mi to ponad godzinę, wypociłem hektolitry. Niestety -lot varanasi-delhi 21.07, delhi-srinagar 22.07 (brak połączenia jednodniowego). Przestroga - Taxi na lotnisko Varanasi jedzie 1.5h, więc planujcie czas odpowiednio.
Lot kingfisherem, normalnie cud - posiłek podczas 1.5h lotu, metalowe sztućce, ceramiczne talerze, wielkie fotele, masa miejsca na nogi. Szkoda że nadal nic nie mogłem w siebie wmusić, i większość lotu przespałem.. Pozdrowienia z Delhi, ciąg dalszy umierania, mam ndzieję że jutro już będzie lepiej!
--------------
w delhi poczatkowo celowalem w vivek hotel, taksiarz zle zrozumial i skrecil gdzies w kosmos - tak trafilem do white clove hotel. Porzadny hotel, moze przeszkadza nieco oblazaca miejscami farba, ale lokalizacja tuz przy tym wszystkim i jakby nie bylo luksusowe warunki do umierania na zoladkowe problemy.

Komentarze (0)