pobudka w pociągu, mycie zębów przy zlewie na korytarzu, patrzenie na przesuwający się za szeroko otwartymi drzwami krajobraz, wdychanie gorącego jak z suszarki powietrza nasyconego wilgotnymi zapachami roślinności - to jest TO, po to tu przyjechałem. Wilgoć na dworze jeszcze większa niż poprzednio - próba wyjścia z klimatyzowanego terenu klasy AC2 i wysunięcia się na zewnątrz kończy się zaparowaniem obiektywu, robienie zdjęć niemożliwe. Śniadanie pociągowe - omlet z tostami i tosty z kotletem ziemniaczanym, 40rupii, kawa 10, czaj 5. Ochyda, znów zamiast czaju warzonego w garnku mającym milion lat dostaję plastkowy kubek ze sznurkiem na końcu którego jest paczka z herbatą, fuj. Nadal nie ma problemów żołądkowych, dziwne. Uuuf, uzupełniłem bloga aż do "teraz", w planach varanasi i wypaśny hotel, tam powinno być wifi, wrzucę wszystkie dni, pozdrowienia z pociągu do varanasi...