Geoblog.pl    BorsukWro    Podróże    Indonezja (08.2014)    Night Club w Dubaju?
Zwiń mapę
2014
03
sie

Night Club w Dubaju?

 
Zjednoczone Emiraty Arabskie
Zjednoczone Emiraty Arabskie, Dubai
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 0 km
 
Dzień zaczyna sie o 3:45, w pól godziny jesteśmy gotowi, taksówka, autobus Simplexpress do Pragi. Autobus fajny, dużo większe fotele niż w Polskim Busie. Autobus rusza, jedzie, żadne sensacje, morzy mnie sen. Postój w Kudowie, taki jakiś dziwny - ledwo parę osób wysiadło, kierowcy motają się i spuszczają wodę z kibla, coś tam kombinują z nalaniem nowej. Na moment odwróciłem się, słyszę jakiś tumult, patrzę z powrotem - człowiek leży na ziemi. Miny ludzie na zewnątrz zdają się mówić "nie nasza sprawa - widać pijak". Widzę że gościu telepie się w ataku epilepsji, a wszyscy łącznie z kierowcami nie robią nic tylko się gapią. Ruszam do gościa, przewracam go na bok. Chłopak cały zesztywniały, piana z ust leci. Trzymam mu głowę, po chwili drgawki ustają, oddycha, znaczy wola życia jeszcze jest. Człowiek leży na ziemi, kontaktu z nim nie ma, nikt nie wie co z nim zrobić. Dzwonię na 112, mija jakiś czas, przyjeżdża karetka. Okazuje się że człowiek z Litwy jechał z kumplem do Pragi pracować. Po upływie godziny nadal nie wie kim jest, dokąd jedzie i co robią ci wszyscy ludzie dookoła. Jeszcze następny dzień będę się wzdrygał na wspomnienie jego spojrzenia, gdy jeszcze leżał na ziemi - jego oczy wyrażały bezsilność, niemoc, a jednocześnie błaganie o wyjaśnienie kim jestem, co on robi na ziemi i właściwie o co chodzi.
Praga już mi zbrzydła ze swoim zatłoczonym mostem Karola, niebotycznymi cenami dookoła niego i opryskliwymi kelnerami mającymi klientów gdzieś. No, ale czas do przesiadki trzeba jakoś spędzić. Ze stacji autobusów na kolejową zostawić bagaż, potem po spacerku starówką z powrotem po bagaże, metro na stację Dejvicka, stamtąd autobus 119. Najtańszy (i najszybszy) sposób dotarcia na lotnisko.

W kolejce do odprawy chyba z miliard chińczyków - łapię wifi i robię czekin przez www i już zmieniam kolejkę na bardziej rozsądną, bo trzyosobową. Na przyszłość w Emirates - tylko chekin online :) Po przejściu przez kontrolę bezpieczeństwa poszukuję miejsca na ostatniego przedwylotnego papierosa - tylko bary, przyjemność palenia trzeba okupić zakupem coli/wody w cenie 4.5 EUR. Poryło ich całkiem i wstyd mi przed hindusem, któremu kelner tłumaczy że ma spadać. Niewiele myśląc mówię że zrobimy zrzutę i wypijemy po szklance pepsi dzieląc koszta butelki na pół. Jak zasiedliśmy z fajkami i colą rozwiązały nam się języki, ja poopowiadałem o podróżowaniu, on o swoim kraju, swojej rodzinie, swoich ideałach. Nie musieliśmy znać swoich imion, nie było sensu kontaktować się przez facebooka, maila itp - takie rozmowy są raz, potem ludzie idą w swoje strony i każdy z nich zabiera z niej coś innego. Ja pod wrażeniem tej charakterystycznej dla hindusów ciekawości świata, otwartości. Zabieram się za szukanie L, która tymczasem nieco tylko martwi się o mnie. Jeszcze tylko dziwna kombinacja ze "strefami" wchodzenia do samolotu (litery A,B,C,D,E,F) zależne od położenia w kabinie. Oczywiście bycie F oznacza że siedzi się w pogotowiu najdłużej...
Lądowanie w Dubaju bardzo miękko, część teminali w remoncie, zamiast rękawa autobus dowozi do bramki lotniska, szybka visa on arrival (od niedawna za darmo) i już jestem przy wyjściu z terminala. Niestety przedostałem się w 20minut, a tymczasem zamówiony kierowca limuzyny, który miał być niespodzianką dla L nie pojawia się, więc muszę przyznać się do mojego planu. W końcu kierowca zamówionej z użyciem kodów zniżkowych (w firmie Blacklane) limuzyny raczy się zjawić i już Lexusem turlamy się do York International Hotel.
Hotel nie wybrałem przypadkiem - na wybór na pewno wpłynęła dość niska cena jak na lokalizację bliskolotniskową, oraz opinie na booking.com iż miejsce to wypełnione jest prostytutkami. Na dworze chmara taksówek, dłuższą chwilę czekamy na podjechanie do chodnika w końcu wysiadamy. Przeciskamy się przez grupki facetów, i może dwie-trzy murzynki których wielkość biustu dorównywała wyłącznie wielkości ich pośladków (no i może obwodowi komina małej elektrociepłowni). W środku okazuje się że to nie jeden klub a cztery, ale jednocześnie całkiem normalnie funkcjonujący hotel. Recepcjonista pakuje nas na 7 piętro (najwyższe&najcichsze) a pokój okazuje się być również dość ładny. O ile zdarza się że w niektórych hotelach nie ma ciepłej wody, to tu sytuacja odwrotna - z obu kurków leci bardzo gorąca woda (temperatura na zewnątrz 35 w nocy, 45 w dzień). Szybki przysznic, przebieramy się i wraz z L jedziemy zobaczyć te ich jaskinie rozpusty.
Wejście do "disco" kosztuje 75AED dla niegości (welcome drink free). Goście hotelu wchodzą za darmo, ale za piwo nie ma że boli - 37AED (31zł)! W środku sodomia i gomoria, poza paroma arabami nikt nie tańczy, laski patrzą mi prosto w oczy, uśmiechają się bardzo miło i bardzo jednoznacznie. Wszystkie pomalowane, biusty duże lub większe, jednak maksymalne obnażenie to dekolt lub spódniczka do kolan. Jako że L dość czujnie podążała za mną, nie zostałem poszarpany na kawałki i jako jedyny biały w lokalu klapnąłem popatrzeć co to też się dzieje. No cóż, disco jak disco, podchodzi do laski, gada, wychodzi. Kilku gości tańczy jakieś arabskie wywijańce ze sobą, ochroniarz zabrania tańczyć poza liną wyznaczają dancefloor. Ech, tyle lasek się dawno do mnie nie uśmiechało - czemuż te europejki takie ponure są :)

Z disco wynosimy się do przeciwległego "Indian night club". Tu z kolei sceneria przypomina jakby klub gogo - jest scena, dookoła stoliki z facetami palącymi szisze i spożywającymi napoje. Na scenie pod ścianą siedzi z 10 dziewczyn ubranych jak to hinduski z obażonymi fałdkami tfu brzuchami. Jedna potańczyła przed stolikiem najhojnieszego sponsora zupełnie jakby na youtubie widziała kilka tańców gogo, druga puściła się w tany wyraźnie uznając że majtanie woalem i suknią na prawo lewo i dookoła będzie dużo bardziej podniecające niż wywyijanie pośladkami, włosami tudzież wyginanie kręgosłupa na czworakach. Jej sponspor po raz kolejny okazywał zadowolenie, my z L czuliśmy się jednak jak w hotelu z biura podróży, gdzie oorganizuje się "wieczór tradycyjnych tańców brzucha". Wyproszono nas (bo nie zajęliśmy stolika), więc udaliśmy się do "asian nigh club". Tym razem laski o skośnych oczach ubrane jak eurpejki na disco drygały na zmianę na scenie, za co dostawały brawa od siedzących dookoła panów. Seksu tam było tyle co w eurowizji, więc udaliśmy się SPAĆ kończąc ten długi dzień.
 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Komentarze (0)
DODAJ KOMENTARZ
 
BorsukWro
Artur W
zwiedził 9.5% świata (19 państw)
Zasoby: 151 wpisów151 13 komentarzy13 1445 zdjęć1445 3 pliki multimedialne3
 
Moje podróżewięcej
03.08.2014 - 16.08.2014
 
 
14.07.2013 - 26.07.2013