Geoblog.pl    BorsukWro    Podróże    Sri Lanka lipiec 2012    Anura-Ponura
Zwiń mapę
2012
18
lip

Anura-Ponura

 
Sri Lanka
Sri Lanka, Anuradhapura
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 199 km
 
Od rana pociąg, mimo że pierwsza klasa (bilet Colombo - Anuradhapura 700rp) to klimy nie ma. Za zabudowaniami Colombo zaczynają się piękne krajobrazy zieleni palm, pól i poletek. Palmy są dominującym drzewem, a co za tym idzie wschód słońca odbijający się w ich liściach z pewnością zaliczam do jednych z lepszych na tej planecie.

Anuradhapura to małe miasteczko, tuktuk z dworca 50rp, znajdujemy hotel (ładny, klima, 3000rp). Bierzemy rowery i jedziemy oglądać swiątynie. Na początek mala konsternacja, bo nic na mapie nie jest tam gdzie być powinno. Tubylcy w życiu mapy nie widzieli i są bezużyteczni. Mój rower jest kobiecy, kolana pod pachami, oba koła mają bicie, obcierają o klocki hamulcowe. Adam tez marudzi. Na początek swięte drzewo (łac. Ficus religiosa),oglądanie nie jest już za darmo a za 200rp. Podobnoż pochodzi od szczepki drzewa w Bodhgaya (Indie) pod którym Budda doznał oświecenia. Drzewo otoczone wielka ilościa płotków, nie wygląda jakoś szczególnie, mimo ze ma 2300 lat i przez wieki było bronione, ratowane itp przez strażnikow drzewa. Jakaś zła karma - gryzie mnie robal, kuśtykam na bosaka dookoła drzewa, tubylcy mnie smarują tiger balmem że na pewno pomoże.
Stamtąd na piechotę po wielką stupę - w swoim czasie była trzecim co do wielkości budynkiem na świecie ( po piramidach i czymśtam jeszcze). Potem znów zła karma, potykam się o patyk trzymający daszek straganu, wiec ten dach wali mi się na glowę. Ciężkie jest życie wielkiego europejca. Czarujemy tuktukarza żeby nas powoził bez biletów wstępu - pierwsza stupa fajna, druga taka sama jak pierwsza, potem jakieę jeziorko, i łapie nas strażnik domagając się biletów. Zawozi nas do ticket office, a tam okazuje się ze nie ma już biletu na wszystko z kulturalnego trójkąta za 50usd, tylko jest jeden bilet na Anuraponura za 25usd! Dość dokładnie opowiadamy co myślimy o takich cenach, tuktuk zwozi nas z powrotem, starczy Anury. Jedyna restauracja w mieście, "chińska" casserole. Wielki pusty hall, piwo trzeba sobie przynieść z pobliskiego kiosku. Cały dzień nic nie jadłem, ale ledwo w siebie wmuszam bo żołądek się skurczył. Za ostra dla mnie ta lankijska kuchnia, no nic, może odnajdę jeszcze swoją kulinarną nirwanę.
Jazda rowerem po chaotycznych drogach powoli staje się prosta - tu i tak na poboczu krowy, tuktuki, motory, rowery, więc tutejsi kierowcy traktują nas podobnie jak całą resztę tałatajstwa, zero agresji, trąbienia (no chyba że informacyjnie), normalnie przyhamują, ominą, bezpieczniej niż w Europie. Jedyny problem dla mnie to ronda ruchu lewostronnego, ale i to opanuję (chociaż już chyba nie rowerem).

Jutro Dambulla.
 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Zdjęcia (7)
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
Komentarze (0)
DODAJ KOMENTARZ
 
BorsukWro
Artur W
zwiedził 9.5% świata (19 państw)
Zasoby: 151 wpisów151 13 komentarzy13 1445 zdjęć1445 3 pliki multimedialne3
 
Moje podróżewięcej
03.08.2014 - 16.08.2014
 
 
14.07.2013 - 26.07.2013