Geoblog.pl    BorsukWro    Podróże    Maroko - Święta nie święta    Agadir, merry krismas, krismar mery, ma mikolaj dromadery
Zwiń mapę
2011
25
gru

Agadir, merry krismas, krismar mery, ma mikolaj dromadery

 
Maroko
Maroko, Agadir
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 1340 km
 
23.12 Essaouira

Z rana ból gardła, piecze w płucach, leje się z nosa. Załatwiły mnie te essouirskie wiatry. Cholera jasna, to nie mogłem w kraju jesienią bakcyla złapać? Przypomniałem sobie kichającą amerykankę jakieś milion lat temu w Madrycie, może to ona mnie zakaziła? Odkrywam, że wraz z ręcznikami hotelowymi oddałem mój super-duper trekingowy do pralni. Aż cholera, dawaj w recepcji żeby oddali. Gdzieś dzwonią, będzie za pół godziny. Pół godziny później że będzie następnego dnia rano. Jasne, nadal wam wierzę.

Dzień jako zszedł, pospacerowałem wydmami aż do końca zatoki - tam można quadem, wielbłądem albo na koniu. Bardzo dobry pomysł na spacer, dopóki wiało w plecy, bardzo zły jak trzeba było wracać. Koło chalet de la plage, odkryłem wodopój - sprzedają tylko piwo, po 20dh za 0.25, osłonięte z 3 stron przed wiatrem, można wyprostować nogi i gębę do słońca, cudowna nora. Wieczorem koło tegoż szaletu wbiłem się do restauracji. Ahhh taaaak! znalazłem! tego szukałem. Drzwi otwiera odźwierny, wprowadza na salę, mówi kelnerce że jedna osoba. Kelnerka prowadzi mnie do stołu, sadza. Siedzę. Rozglądam się. Siedzę. Errrm może menu? Byłem jedyną osobą w knajpie, ale połowa stolików zarezerwowana. uff, ależ miałem szczęście że znalazłem wolny stół :). Białe obrusy, kieliszki na wino, sztućce z jednego kompletu, high life. Kelner, ni to arab ni to francuz sprawia wrażenie że brzydzi się angielskim (wszak lingua cuisina to francuski), i w ogóle jak ja tak bez krawata jak obdartus, a w ogóle dał mi grabę na przywitanie, i mimo wszystko sympatycznie. Zamówiłem gołębia - mięso przypomina w strukturze wołowinę, w smaku kurczaka, dużo małych kości. Z migdałami, przykryty plackiem omletu z papką nieokreślonego pochodzenia (cebula? rodzynki?). Dobre, poprawne, choć bez polotu. Zamawiając wino, kelner jakby się bał że zamówię niewłaściwe na moje rrrr... (znaczy się red-czerwone chciałem) niemal krzyknął blanc! dobrze, dobrze, niech ci będzie że chciałem białe :) Skusiłem się jeszcze na deser, zamawiając tart de jour kelner kreślił w powietrzu kółko i mówi pom. Dobra, niech będzie pom, dawaj :) jabłko z cynamonem, na cieście, z cukrem pudrem, mniam! Baardzo content byłem z tej knajpy - tak podróżować lubię. Do rachunku (150dh) dostałem mini książeczkę best restaurants in maroc. Trzeba będzie skorzystać.



24.12 Essaouira-Agadir

Z rana ręcznika nie ma, już-już właściciel ma mi wręczyć w prezencie hotelowy, laska z recepcji gdzieś dzwoni, jest!jest! oddawaj ten nasz, bo Twój w prasowalni się znalazł. Okej, czekam, pani wręcza mi worek. W nim bardzo ładny niebieski ręczniczek, jednak odcień troszkę za bardzo niebieski i napis Rivadouce jakieś takie nie moje. No nic, sztuka za sztukę, coś na czarną godzinę mam, szkoda nieco trekingowego sprzętu. Opuściłem wietrzną Essouirę i pojechałem do Agadiru, tam będzie nieco cieplej. Autobus supratours 70Dh, na bagaż trzeba dodatkową plakietkę za 5dh. Autobus jedzie 3h, po drodze jest postój jakieś 10-15 min (choć kierowca mówił że 5 :). Z nosa cieknie, kaszlam, zaraziłem pewnie pół autobusu.

W Agadirze zadekowałem się w hotelu adrar, nawet dobra cena, położony jednak kawałek od centrum, pomimo informacji na booking.com, brak wifi w pokoju. Co z tego, jeśli na balkonie kilkanaście sieci niezabezpieczonych, prawdziwy raj dla hakerów. Kawałek od hotelu, po schodach w dół (apsik, kaszlu kaszlu) i już jestem w "centrum", na głównym deptaku tysiące osób (apsik, smark), wszystko tubylcy. Białych na palcach rąk policzyć. a w przewodniku pisało że high season i że bardzo dużo turystów, oj chyba kryzys.

Wigilijna kolację spożyłem tam gdzie najwięcej białych (tzn ok 5-7 osób), siedząc na dworze (wigilia, +19stopni, apsik, smark), szaszłyk z wołowiny z frytkami i bakłażanem zasmażanym w serze do tego mała butelka wina. W knajpie kelnerzy w czapkach mikołaja, lampki choinkowe i jałowiec udający choinke. Podreptałem skrótem do hotelu, ciemna uliczka. W Hiszpanii bałbym się że mnie obrobią, a tu.... w Maroku, w ciemnych uliczkach, conajwyżej można spotkać dobrą zabawę. Hejtam koleś miał na imię, był instruktorem windsurfingu, więc po angielsku nawet dobrze gadał. Napiłem się trochę jego browara, zapalilismy papierosa, gadamy - on sprytnie kombinował, że ja mu będę stawiał piwa, a on załatwi panienki, a w ogóle to może bym kupił od niego zgadnijcie co...tak, znowu haszysz, marijuana, tym razem miał nawet kokainę. Zmienia się to Maroko, oj zmienia. Przy hotelu night club. Ledwo na nogach się trzymałem przez chorobę, no ale szwendacz to szwendacz, zajrzałem: spora sala, półmrok, wszyscy siedzą na kanapach/poduszkach, jarają szisze, w kącie rzępoli syntezator, lokalna muzyka na żywo. Nie ma świateł, tańców, alkoholu, chyba nawet baru nie było. Patrzą na mnie jak na kosmitę. Ok, przepraszam najmocniej, merry christmas & dobranoc.



25.12

Tu w Agadirze ceny europejskie, i sami się dziwią że mało turystów. Jak turysta ma bulić 100-150 dh (10-15eur) za danie główne na obiad to chyba woli Grecję, bo i czyściej i bliżej.

W Adrar za śniadanie chcieli 75dh, kawałek za rogiem w knajpie dla lokalsów dostałem omlet smażony z żółtym serem (mniam, na prawdziwym maśle), bagietki, masełko, dżemik, świeżo wyciśnięty sok pomarańczowy i kawę za 45dh. Oj, zatęsknię za bagietką i sokiem pomarańczowym na śniadanie w Polsce. Mało się nie zakrztusiłem kawą, widząc jak szef i kelner w jednej osobie przeczesuje swoją kolekcję sztućcow w poszukiwaniu dwóch "do kompletu" a może po prostu dwóch czystych? Ah, nie wspominałem - już kawałek czasu jem gdzie popadnie, a żołądek grzeczny. Czyżby Maroko się zmieniało i pod tym względem? Ostatnio gdy w Indiach tak na blogu napisałem to gorzko cierpiałem. No nic, stało się, zobaczymy co się będzie dalej działo.



Spakowałem, checkout, latam w okolicach hotelu kombinując wynajem auta. Z 15 biur wynajmu aut otwarte były trzy. W końcu umówiłem się na Dacię Logana a może Sandero. Zmieniam hotel, wkurzyli mnie tym wifi - recepcjonista upierał się że przecież przy recepcji powinno być, a kupa, nie ma. Przenoszę do Almoggar Club, w którym byłem 3 lata wcześniej. Kiedyś ten hotel był dla mnie wow - pierwszy wyjazd z biura podróży za ciężkie pieniądze, miał nawet basen, rozumiecie? Człowiek pojeźdzdił po świecie, zobaczył to i owo, i już widzi odpające tynki, zjechane drewno drzwi szafy, zjechane meble, i już hotel na 1000 pokoi nie jest wow. No, ale za 130zł/noc ze śniadaniem, bardzo dobra lokalizacja z widokiem na ocean nie ma co marudzić.

Lenię się cały dzień, w końcu zaprzyjaźniam moje spodnie z proszkiem do prania, chyba im nie zaszkodzi. Sznur na bieliznę to kolejno kabel zasilania do nawigacji 12V, metrowy kabel sieciowy i USB, gruby wtyk nokii (oryginalny) - mc gyver byłby ze mnie dumny.



Kolacja była niewypałem - najładziensza knajpa na promenadzie, niedosmażone żeberka baranie, o 15dh więcej niż w menu (95 vs 110dh), ot takie uroki tutejsze. Drogo kurna. W hotelu zajrzałem na strefę animacyjno/restauracyjną - jakiś gość na syntezatorze, sami tubylcy dookoła, parę białych mord, jakiś karzeł przy barze, karlica spaceruje po sali, wypisz wymaluj początek filmu Lyncha. Widzę parkę, oboje w polarach himountain, no to chyba polacy. Zagadałem do nich - oj jacy ci arabowie niedobrzy, jak trzeba bakszysz płacić ciągle, jak łapią za ręce i ciągną do zakupu tego czego nie chcemy. Oj jakie to polskie, oj jak mi żal że nie mają tu dobrej zabawy - mnie jakoś nikt nigdzie nie ciągnie, conajwyżej namawia na zakup haszu, a napiwek/bakszysz dałem raz jak mi się naprawdę podobało w restauracji w Essaourie i conajwyżej raz czy dwa musiałem wydrzeć się żeby dostać swoje.



26.12 siedzę w recepcji, jest internet. Moja Dacia Sandero przyjechała dokładnie o czasie (cud), "nowa" miała być, 65000km przebiegu. Jeździ, więc poproszę. Spróbuję złapać jakichś polskich rezydentów biur podróży, może poradzą gdzie pojechać.
 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Komentarze (0)
DODAJ KOMENTARZ
 
BorsukWro
Artur W
zwiedził 9.5% świata (19 państw)
Zasoby: 151 wpisów151 13 komentarzy13 1445 zdjęć1445 3 pliki multimedialne3
 
Moje podróżewięcej
03.08.2014 - 16.08.2014
 
 
14.07.2013 - 26.07.2013