Geoblog.pl    BorsukWro    Podróże    Java+Bali    Podsumowanie (under construction)
Zwiń mapę
2010
14
lip

Podsumowanie (under construction)

 
Indonezja
Indonezja, Jakarta
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 2024 km
 
Pogoda
Tubylcy mówili że lata nie będzie - sezon deszczowy trwał o 3miesiące dłużej niż powinien. Temperatury były w okolicach 28-31, co wydaje się być całkiem znośne - jednak w połączeniu z 90% wilgotnością nieco męczy. Ciekawostką dla mnie były zachody słońca o 17 (Java) i 18 (Bali). Wschód w okolicach 4-5, więc czemu właściwie takie krótkie dni?
----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
To jaka właściwie jest ta Indonezja ?

Właściwie to tak do końca nie wiadomo - odwiedziłem tylko dwie wyspy i mimo że dzieli je 30min promem to różniły się od siebie znacznie. Java jest w większości muzułmańska, Bali jest w większości hinduistyczne. Na Bali ludzie się uśmiechają, na Javie mniej kroją turystów. Samo Bali podobało mi się bardziej - póki co jest to miejsce gdzie chcę się zestarzeć. Co właściwie sprawiło że tak to miejsce polubiłem ?
Na początek ludzie - uśmiechają się. Dziwne to, ale w Europie przez rok nie widziałem tylu uśmiechów jak tu przez tydzień. Jak to wyjaśnił jeden z kierowców - being good is a form of god worship, czyli bycie dobrym to forma oddawania czci bogom. Tak banalne i słodkie, ale widziałem to w działaniu i podoba mi się tak prosta filozofia/religia. Nie wiem czy to religia, czy może ta ilość zielonego tak wpływa na ludzi - wszyscy są zrelaksowani, nikomu się nie spieszy, nikt się nie gniewa. Nie jest to olewka w stylu arabów, tylko taki wewnętrzny spokój. Na przykład żaden z kierowców ani razu nie wymruczał pod nosem ciepłych pozdrowień ani nie wykonywał międzynarodowych gestów bez względu na to jaki idiota jechał z drugiej strony. Cuda normalnie.

Dla wielu ludzi byliśmy cudem natury, dziwem - przeciętny indonezyjczyk sięgał mi pod pachę, wysocy byli do ramienia. U nas dziwy natury wytyka się palcem, tam dziwy natury to okazja do jeszcze jednego uśmiechu.

Coś co w tej wyspie nadaje charakteru to zabudowa - np na wybrzeżu po tym jak powstał jeden hiper mega resort wydano rozporządzenie iż żaden budynek nie może być wyższy od najwyższej palmy. Dzięki takiej architekturze beton nie ma tu szans z zielenią. Zresztą jaki beton - bardzo często nie było wiadomo gdzie kończy się "budynek" a zaczyna "ogród" - czy słupy i dach to już budynek? A czy jeśli oczko wodne jest pod dachem i nie ma ścian to już ogród? Takie właśnie owe budynki są. Odniosłem też wrażenie że woda to coś więcej niż mycie, i picie - gdzie tylko się dało zgromadzić nieco wody natychmiast powstawały baseniki. Większość toalet miała zbiornik z którego nabierało się wiaderkiem.

A propo zieleni - M się wyraziła tak "wiele z tych roślin widziałam w doniczkach, ale nigdy takiej wielkości". Zieleń panuje nad każdym wolnym skrawkiem ziemi. Sporo opadów, mnóstwo słońca, to wszystko powoduje że wyspa kipi zielenią na multum kolorowych i różnokształtnych sposobów.

Ah, jeszcze latawce - podobno szybując na wietrze szepcą bogom słowa modlitwy. Nie wiem, sporo ich widziałem i muszę przyznać że ich puszczanie to świetna zabawa.

Kuchnia - kuchnia indonezyjska to właściwie mieszanka kuchni. Dominuje ryż i makaron, warzywa i kurczak na drugim miejscu. Najprostsza z potraw to zupka chińska zalana wrzątkiem z dodanymi warzywami. Mięso pysznie marynowane, smażone na grilu, coś jak nasze szaszłyki (satay). Mój żołądek zawojował sos do satay'a - słodkawa soya + mielone orzeszki ziemne. Kaczka/gęś (bebek) jest dość powszechna, świnki (babi) już mniej.
Sensacją była wyprawa do warzywniaka - manggis (ang: mangosteen, pol: Mangostan właściwy, garcynia, smaczelina, żółtopla, żółciecz) dostał zaszczytne miano mojego najsmaczniejsego owocu na świecie. Dragon fruit (pol: pitaya, pitahaya, smoczy owoc, huo, truskawkowa gruszka, nanettikafruit, albo thanh long) na drugim miejscu. Durian, salak (ang: snake fruit, pol : Oszpilna jadalna, zwana też salakiem jadalnym, ospilnem jadalnym, zalakką jadalną ), czy jackfruit (pol : Dżakfrut, jackfruit - owoc drzewa bochenkowego) raczej mojego serca (żołądka) nie zawojowały.
Z całą pewnością miłośnikom strawy wszelakiej polecam wizytę tu - choć ostry sambal potrafi dać popalić, to poza nim istnieją tutaj smaki. Aha, moim prywatnym odkryciem było tofu - nie wiedziałem że można z niego tyle wyczarować. Anyway, masa nowych tematów do eksperymentowania...
 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Komentarze (0)
DODAJ KOMENTARZ
 
BorsukWro
Artur W
zwiedził 9.5% świata (19 państw)
Zasoby: 151 wpisów151 13 komentarzy13 1445 zdjęć1445 3 pliki multimedialne3
 
Moje podróżewięcej
03.08.2014 - 16.08.2014
 
 
14.07.2013 - 26.07.2013