Rano rybny market w Hawassa – nawet tutaj rząd pobiera opłaty, całe szczęście 90br od dwóch osób to nie jest dużo. Fajne łódki z rybakami, dookoła potężne ptaki marabuty. Niestety byliśmy po śniadaniu, więc nie skusiliśmy się na smażone dorady. Cały dzień jazda – w pewnym momencie wjeżdża się na drogę do portów w Dżibuti – potężny sznur ciężarówek w obie strony, 72km masakry. W Addis hotel Ras, gdyby nie muzyka dudniąca z pobliskiem imprezowni może by było nawet znośnie. Szwendamy się po mieście, oglądamy pamiątki – ceny kosmiczne, towar nijaki łamane przez słaby.
Nie wiem czy to wysokość, zatrucie jedzeniem, malarone, ale kładzie mnie do łóżka, dreszcze zimna, na przemian z gorącem i w ogóle ble. Omija mnie wesele w naszym hotelu – panna młoda śliczna, fotograf z Canonem 5Dmk3, na ślub jechali specjalnym kabrioletem ściąganym z Dubaju, ot zapewne typowa Etiopska bieda :)
Jutro już powrót do PL, taka to expresowa przejażdżka