Z rana w hotelu zamieniamy kilka słów z włoszką z Nowego Yorku, laska ma Canona EOS1 i 5dmk3, ze szkiełkami, około 20 000USD w sprzęcie foto. Zabieramy ją do Mursich, przyda się ktoś do współdzielenia kosztów jeepa.
Oczywiście jechać do Mursich potrzebujemy lokalnego przewodnika, ponieważ to national park, to potrzebujemy także skauta (gościu w moro ze strzelbą). Musimy też zapłacić za wjazd 3os+jeep - 540br, do tego zapłacić za wjazd do wioski 100br/os i za skauta 120br. Wydaje mi się ze nic z opłat nie przegapiłem :)
Wyłuszczam lokalnemu przewodnikowi mój plan, obiecuje pogadać z szefem wioski. Szef się zgadza, najpierw domaga się degustacji proponowanego trunku. Pije wódeczkę z nakręteczki, nie krzywi się, mówi „gin”, flaszka idzie do niego. Wyznacza dla mnie człowieka, tamtemu przez ręce przewodnika płacę 200br. Nie idziemy w busz, odchodzimy ledwo parę m od wioski, strzelam sobie z kałasznikowa w pobliskie krzaki. Scout coś marudzi, bo to on jest od ochrony, ale szef wioski wie swoje, to ich ziemia i to oni tu są wojownikami. W Etiopii potrzeba pozwolenia na pistolet czy rewolwer, ale możesz posiadać broń automatyczną i półautomatyczną całkowicie legalnie. Posiadacze bydła zwykle szwendają się z kałaszami tudzież innym wojskowym tałatajstwem w celu ochrony swojej trzody przed hienami i innymi dzikimi zwierzakami.
Cena motoru Suzuki Bajaj - 4krowy. Cena kałasza - 10 krów.
Ach tak - Mursi, zapomniałem - plemię to ma tradycję rozcinania dolnej wargi kobietom, które noszą tam potem lip-plate (wargo-talerz) o średnicy około 10-12cm. Talerzyki owe zakłada podczas świąt i podając mężowi jedzenie. Uszy mają rozciągnięte tak pod kółeczka 6-7cm. Oczywiście zakładają to wszystko, gdy do wioski przyjeżdżają turyści, w sezonie nawet 400os tygodniowo. Dla turystów talerzyki są pomalowane, dla turystów nakłada się też różne tałatajstwo na głowę. Im dziwniej Mursi wygląda, tym więcej ma zdjęć, a 5br to stała stawka za zdjęcie. Najbardziej namolne są kobiety i dzieci, tych kilku facetów obecnych w wiosce z godnością swoich 180-190-200cm wzrostu również upominali się o fotki. Podobno wieczorem towarzystwo się nieco upija i robi się nieco agresywniejsze., wiedział to nawet 11 letni Tomas, nasz samozwańczy przewodnik po Jince, bramkarz lokalnego klubu piłkarskiego. Jeśli chodzi o kobiety i dzieci, chyba nie można już być bardziej agresywnym i namolnym. Po wizycie na bull jumping u hamerów, porównując do tego Mursich namawiam wszystkich żeby Mursich sobie odpuścili. Wiem jednak, że namawiając PO wizycie nie jestem w tej dziedzinie autorytetem :)
Zjeżdżamy na obiad z indżerą i tibsami, po ulicy zbieramy ekipę w postaci Stefanie i przewodnika i jedziemy do wiosku Ari, gdzie znów musimy zabrać jakiegoś innego przewodnika. Messai się kłóci z przeownikiem od Mursich, niestety wychodzi na to że dwie konkurujące organizacje przewodników i nie na ma rady, trzeba płacić i tym i tym. Ari są spokojni i uśmiechnięci, robią swoje, nie nachodzą nas w żaden sposób. Otacza nas około 30-40 dzieciaków, więc pokaz kowalstwa czy garncarstwa w wykonaniu lokalsów nie spotyka się zainteresowaniem pań fotografek. Ceny - kolejny lokalny Ari-przewodnik 150br, kowalowi się daje co łaska (5br od osoby), garncarki co łaska (10br od osoby), więcej co-łasek nie było. Dzieci oczywiście próbowały coś sępić kasę, ale żaden który prosił nic nie dostał. Warto ich odwiedzić, żeby zatrzeć złe wrażenie po agresywnych Mursich, które to plemię to już zawsze będzie dla mnie synonimem chciwości i agresji.
Spotykamy polska grupę z Rainbow Tours - oczywiście główne pytanie to jak było u Mursich :)