Wsiadamy do auta, przejeżdżamy kawałek, pod koła rzuca się japoniec, a właściwie trzech. Zabieramy ich na bazar do Dimeki, nie bierzemy kasy bo czemużby brać za 30km jazdy. Gościu miał najdziwniejszy zawód o jakim w życiu słyszałem - robił makijaż martwym ludziom ("lepiej niż żywym, bo przynajmniej nie narzekają"). Widać intratne to zajęcie bo w pordóży jest od roku, i stać go było na wydanie 450usd na Danakil. Ach, marzy mi się ten Danakil, ale zmiana rezerwacji w Lufthansie kosztuje za dużo, zostawiam sobie na "innym razem", podobno październik/listopad to najlepszy okres (chłodniej), a po ostatnim zabójstwie turystów (styczeń 2012) wojsko lepiej pilnuje terenu
Bazar w Dimeka - oczywiście musimy mieć lokalnego przewodnika (150br), który jednak zaraz udowadnia swoja przydatność - najpierw idziemy w dół do rzeki, tam znajduje się droga, którą członkowie plemion schodzą się na targ. Poodpoczywawszy pod drzewem i porobiwszy zdjęcia wbijamy się w bazar - nic czego byśmy nie widzieli w Turmi, dużo hamerów, sporo badziewia dla turystów, nic jednak oryginalnego. Teraz z perspektywy czasu żałuję jednak, bo z już w Addis żałowałem że nie zrobiłem zakupów pamiątkowych kurzozbieraczy. Około 1km dalej targ bydła, kilka krów, paru biznesmenów, ale niech będzie, że przewodnik zarobił na siebie.