Zdarzały mi się momenty, że myślałem sobie - "czy ty aby nie jesteś za stary na takie rzeczy?". Najpierw nocny pociąg Wroclaw - Warszawa, przedział sypialny, klasę wyżej niż kuszetka (która była szczytem komfortu gdy dojeżdżałem na studia do wawy).
Nie wyspałem sie - calą drogę bujało, skrzypiało, majtało. W Warszawie płynnie do autobusu na lotnisko, małe wyrzuty sumienia miałem wobec rosyjskojęzycznej rodzinki, którą przyblokowałem przy biletomacie. Oni pojechali na gapę, kanar ich złapal.
Lot do Moskwy normalnie, nawet szybko. Samolot Aeroflotu nie najnowszy, ale miejsce jest ok. Jedzenie paskudne, alkoholu od 3eur za wino. Ciekawostka jest wybor soków na pokładzie - pomarańczowy, jabłkowy i pomidorowy.
Moskwa tak samo glupio zorganizowana jak poprzednio - wszyscy przylatujacy na tranzyt muszą przejsc przez pokój z JEDNYM skanerem bagażu, wszystkie płyny są konfiskowane (czyli wódeczki z PL nie wozimy :).
Samo lotnisko urodą przypomina wrocławski PKS (budynek z lat siedemdziesiątych), za to palić można przy stojakach udajacych wentylatory, i za to im chwała. Z Moskwy lot 9h, airbus A330-300, fajna nowiutka maszyna, wygodne fotele, telewizory i z portem USB (ładowanie iPodów?). W menu jest wino do obiadu, już mi się gęba cieszy, na dole jednak mały dopisek - loty Moskwa- Bangkok, Colombo, Phuket i Szanghaj zero alkoholu. Zagadany steward wyjaśnil ze "krejzi raszszszyn drink" - widać niezle zadymy mieli z pijanymi ruskami...
17.01
Znow spałem byle jak - w Bangkoku lotnisko olbrzymie, kilkadziesiąt stanowisk "immigtration" nie daje rade obsłużyć całego ruchu pasażerów, trzeba było wbić się do kolejki z boczku. Nikt nie sprawdza bagażu podręcznego, więc whisky z moskwy dotarło bezpiecznie. Polacy nie potrzebują wizy - miły ukłon ze strony rządu. Jeszcze tylko odebrać toboły, syn starszych państwa w wieku babć i dziadków zalecił jazdę pociągiem, potem łapanie taksi na ulicy. Jeszcze nie wiedząc jaki ten Bangkok jest, wziąłem taksi z postoju na 1p - kosztowało 450bh, zero dopłat za autostradę, transport pod sam hotel (New Siam II).
Z daleka miasto pełne wieżowców, z bliska typowo azjatycki bajzel. Taksi pełno, tuktuki wyraźnie turystyczne - odmalowane, błyszczące i droższe niż taxi. Zato taksi zatrzęsienie, pomalowane na wściekłe kolory - róż, żółć i nieco bardziej konserwatywne zielono żółte. W porównaniu z Indiami dużo czyściej, spokojniej, ludzie jeżdżą swoimi pasami, nie trąbią, nie pchają się.
Khao San rd okazuje się być deptakiem zastawionym knajpami, agencjami podróży i sprzedawcami czortwie czego. Wieczorem wielka impreza, dużo fajniej niż main bazaar w Delhi. Do stoiska oferującego podrobienie dokumentów jeszcze wrócę - pomysł jest na legitymacje prasową, a dostać tam można podróbę np identyfikatora luthansy, afrykanskiego prawa jazdy i czort wie czego jeszcze.
W hotelu spotykam się z Ziemkiem (kolegą mieszkającym w BKK)- od razu wrzucił wysokie obroty - jeszcze nieobudzony z samolotu zostałem wraz z bedącymi tam Izą, Przemkiem i Gwidonem przeciągnięty łódką po rzece, wprowadzony do pałacu królewskiego (gdzie musiałem się przebrać w jakiś dziwny łachman), potem jeszcze coś królewskiego. Łódka, taksi, tuk tuk, gorąco, pocę się, ostra jazda. Wieczór już kończą nam się baterie, idziemy do ex-knajpy w której pracowała Ziemka żona. Wołowina po tajsku, ryba były ok. Zupa tom ka cośtam też na początku była ok, potem jednak niechcący rozgryzłem takie centymetrowe czarne coś. Okazało się to być diabelskim nasieniem, ogniem wcielonym, pożar jakieś pół godziny później zgasiły dopiero połączone środki gaśnicze w postaci piwa, zielonego soku z czort wie czego i mleka. Da się zjeść nie ostre, tylko trzeba uważać, bo cierpi się przeokrótnie (tunezyjska harisa to nawet się nie umywa do tego czarnego cośia). Najedzony - spać, bogu dzięki za klimę. Jest pierwsze wrażenie Tajlandii - wszyscy oni tu mięccy, delikatni, ostrożni, takie tiutiu i nianiania, kraj i ludzie jaacyś tacy przesłodzeni. Język przypomina miauczenie kotów czasem przerywane harknięciem :) Pomijam aklimatyzację, jutro kierunek Kambodża. Podobno wybrałem drogę off-the-beaten-track i zdaniem Ziemka nie znając tajskiego będzie to bardzo trudne. Zobaczymy :)