W Marakeszu o świcie jadę taxi - widzę wieeeelkie coś z kolumnami, szkłem i w ogóle cud-mniód. "Aaale hotel" myślę sobie, "z pięćset gwiazdek jak nic". A tu figa z daktylem - to mój dworzec kolejowy :) Godzina 7 czy 8 rano, otwarta tylko jedna knajpka, w budynku zimno jak cholera. Kawa jest ok, ale kanapka z kurczakiem okazuje się być chlebem i kurczakiem. Pociąg open space, fotele w miarę, kible nie śmierdzą, trafiłem jednak do wagonu w którym albo zacięło się na "ogrzewanie" albo po prostu klima nie działała. Jechało się w miarę normalnie, tylko ciszej. W okolicach Rabatu, Meknes było nawet tłoczno. Bardzo wkurzający zwyczaj zasłaniania okna w obronie przed słońcem, oczywiście nikomu się potem nie chciało odsłaniać - miało się wrażenie że jedzie się metrem. Z Fez przyjaźni taksówkarze mają wyłącznie "good price", z 15min się z parką nowojorczyków z nimi potarmosiliśmy, w końcu grande taxi zabiera nas za 40dh do miasta. Po zrzuceniu tobołów pędem do miasta - trzeba złapać farbiarnie skór w świetle.Niestety, medina w Fezie mnie przerosła. Choć na mapie LP uliczki były zaznaczone szeroko, to miejscami były takie że ramionami szorowałem o ściany. Oczywiście pierwszy "przewodnik" zaciągnął nas do farbiarni mniejszej niż TA główna, w kadziach same bure kolory, dużo brzydkich słów w kilku językach. Następny już ciągnie do tej właściwej, przebiegł przez medine ze ledwo nadążałem. Po wejściu na dach fajnie, ale widok jest od strony kadzi z pidźń szit (amoniak z odchodów gołębi pomaga oddzielić futerko od skórki), czyli widać tylko białe, nadal nie ma kolorów. Aż kurde, sam trafię, przecież to tylko jedna farbiarnia do obejścia. Okej, od wyjścia w lewo, kawałek dalej w lewo, aha, czyli farbiarnia jest po lewej, aha skręcam, raz drugi, trzeci, wtf? Tam czasoprzestrzeń się zagina - obchodząc kwadrat na moje oko 200x200m okazuje się że ślimakowym ruchem można wchodzić głębiej i głębiej - mówię wam, obcy mieszkają w Fezie, tam mają swój dystrykt 9, i po zrobieniu zeza widać że wszystkie ulice prowadzą do ich siedziby. W końcu się poddałem, pytam kolejnego tambylca o drogę - kolejny prowadzi po wąskich uliczkach tempem maratończyka..... okazuje się że prowadzi do tego samego sklepu z tym samym balkonem, tylko drugim wejściem. A szlag by ich trafił, widać dobra akcja marketingowa. Ryczę na niego że ma prowadzić "do tamtego balkonu", i okazuje się że można wejść do środka tej farbiarni, i dotrzeć tam.Mapka jak szedłem a jak powinno się iść :
mapka z zaznaczeniem poszukiwań farbiarni